Przez kraj przetacza się fala protestów pod hasłem „wolne media”. Manifestacje organizowane są również w Zielonej Górze. W piątek 16 grudnia rozpoczęły się one od protestu kilkudziesięciu redakcji pod nazwą „dzień bez polityków w mediach”. Był on odpowiedzią na próbę ograniczenia pracy dziennikarzy relacjonujących posiedzenia parlamentu. Konflikt jeszcze bardziej zaogniło wyłączenia z obrad sejmu Michała Szczerby, który na mównicę przyniósł kartkę z napisem „wolne media”.
Opozycja, żądając przywrócenia posła, zablokowała mównicę sejmową.Posłowie partii rządzącej przenieśli obrady do sali kolumnowej i tam przegłosowali przyjęcie ustawy budżetowej, która jest jedną z najważniejszych ustaw stanowiących o funkcjonowaniu państwa.
Pod parlamentem w ciągu kilku godzin zebrali się protestujący. Już następnego dnia, w sobotę 17 grudnia, protest odbył się również w Zielonej Górze.
To nie po raz pierwszy rządzący próbują wpływać na przekaz medialny. Najbardziej spektakularną akcją było najście Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego na redakcję Wprost podczas trwania rządów Platformy Obywatelskiej. Funkcjonariusze usiłowali wówczas zabrać laptop redaktora naczelnego Sylwestra Latkowskiego, na którym mogły znajdować się dane informatorów, mimo iż źródła dziennikarskiej informacji są pod ochroną prawną.
Praktycznie każdy rząd w mniejszy lub większy sposób starał się kontrolować media. Co zatem stało się teraz, że próba ograniczenia sprawozdawców sejmowych odbiła się aż takim echem w społeczeństwie? Zapytaliśmy jedną z protestujących.
Protesty pod parlamentem trwają od piątku 16 grudnia. Również od piątku sali plenarnej nie opuszcza opozycja. Do stolicy ściągnięto dodatkowe siły policyjne. Jak komentują konstytucjonaliści i politolodzy, w kraju panuje kryzys. Teraz już nie tylko konstytucyjny, ale i polityczny.
Komentarze